sobota, 28 listopada 2020

Rozdział IV


Hermiona podskoczyła, gdy zaprzęgnięty w testrale dyliżans najechał na wybój i zakołysał się niebezpiecznie, wyrywając ją z zamyślenia. Westchnęła ciężko. Przycisnęła do piersi Historię Hogwartu, którą postanowiła umilić sobie drogę. Znała tę księgę już niemalże na pamięć, ale zawsze lubiła do niej wracać. Musiała zająć czymś myśli, naprawdę! Nawet najbardziej błahymi rzeczami, byleby tylko odżegnać jakoś od siebie to niemiłe uczucie, które ściskało jej żołądek w miarę zbliżania się do Hogwartu.

Wyciągnęła dłoń w stronę kotary, by wyjrzeć przez okno, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Może lepiej było nie wiedzieć, ile drogi jej zostało? Chociaż z drugiej strony – ta niepewność była tak dobijająca!

Westchnęła ciężko i opadła na siedzenie. Mamrotała pod nosem losowe zaklęcia, powtarzała formułki niezbędne do przygotowania mikstur, a gdy pojazd po raz kolejny zakołysał się i nagle stanął w miejscu, zamarła.

Czy to już? Naprawdę dojechała tak szybko? Była pewna, że droga będzie jej się dłużyć! Tymczasem…

Wzięła głęboki wdech i wyjrzała za kotarę. 

Wiekowy zamek, w którym spędziła tyle lat, wydawał się na pierwszy rzut oka niezmienny. Potężne mury, figury, rzeźby, każdy jeden łuk – wszystko było na swoim miejscu, ale wciąż… nie była w stanie wyprzeć z siebie wrażenia, że w Hogwarcie coś się zmieniło. Nie w wyglądzie czy terenach dookoła niego. Prawie namacalnie czuła niemą groźbę, która zdawała się wisieć nad tym miejscem. Zupełnie jakby mury mogły w każdej chwili runąć.

Zadarła głowę w kierunku nieba, jakby spodziewała się tam zobaczyć Mroczny Znak, ale jedynie słońce przyświecało słabo zza burzowych chmur. Pospiesznie wyszła z dyliżansu, żeby jak najszybciej schować się przed deszczem.

Nagle tuż za nią rozległ się donośny trzask. Podskoczyła z cichym okrzykiem i od razu wyjęła z kieszeni różdżkę, celując w kierunku powozu. Ktoś był po drugiej stronie! 

Z wciąż wyciągniętą różdżką stawiała ostrożnie kroki. Przytuliła plecy do powozu i wstrzymała oddech. Wyraźnie słyszała ciężkie posapywanie, któremu towarzyszył dźwięk przestawianych kufrów. Dlaczego ktoś ruszał jej rzeczy? Czy powinna…?

Podskoczyła i prawie upuściła różdżkę, gdy stare kocisko otarło się o jej nogi i zasyczało.  

– Pani Norris? – szepnęła Hermiona, unosząc brwi. – Więc tam musi być…

Odetchnęła z ulgą, gdy po wychyleniu się zza pojazdu dostrzegła zgarbionego Filcha. Woźny z niemałym trudem przekładał jej kufry i mamrotał pod nosem słowa, których nie była w stanie zrozumieć.

– Hmm… Dzień dobry – powiedziała cicho, podchodząc do woźnego. 

Filch jedynie łypnął na nią okiem i burknął coś niewyraźnie, nawet na moment nie przerywając walki z kuframi. Wziął kilka z nich pod pachy i odkuśtykał w kierunku dziedzińca, by po chwili kompletnie zniknąć jej z oczu.

Objęła się ramionami. Niepewnie podniosła wzrok na bramę wejściową i ruszyła przed siebie. 

Cholera! Przełknęła łzy, gdy w sali wejściowej dostrzegła ogromną, kamienną ścianę. Kiedy kilka lat temu została uroczyście odsłonięta, ledwo dała radę złożyć kwiaty pod zdjęciami najbliższych, którzy zginęli w Bitwie o Hogwart. 

Jeżeli chciała być w miarę opanowana podczas wizyty u McGonagall, musiała jak najszybciej ją minąć. 

Mimo swoich postanowień i tak zatrzymała się przy Wielkiej Sali. Wzięła kilka głębokich oddechów. Dlaczego to było tak trudne?! Powinna po prostu zacisnąć zęby i pójść do gabinetu McGonagall! Przecież wojna skończyła się już dawno temu, więc dlaczego?! Dlaczego…?

Jej wzrok padł na stoły, przy których kiedyś spędziła tak wiele czasu w towarzystwie przyjaciół. Przyjaciół, którzy później leżeli bez ruchu w tym samym miejscu. Okryci białymi materiałami. Martwi. 

Chyba zbyt wiele czasu poświęciła na przypatrywaniu się pustym stołom, choć to bez sensu – nie miała wpływu na przeszłość.

Zadrżała, kiedy poły jej płaszcza podwiał mocny wiatr. Cholera! Że też Filch zapomniał zamknąć te wielkie drzwi! 

Mocniej objęła się ramionami. Nigdy nie czuła strachu przed burzą. Kiedyś nawet lubiła obserwować je z wieży astronomicznej lub okna w swoim dormitorium, ale od czasów wojny za każdym razem, gdy słyszała ten przeraźliwie wyjący wiatr… ten cholerny wiatr… nie mogła oprzeć się wrażeniu, że brzmiał on jak ostatni jęk umierającego człowieka. 

Mimowolnie zaczęła drżeć jeszcze mocniej, a do jej oczu napłynęły łzy. Musiała się uspokoić! Jeszcze tylko jedno piętro do gabinetu, zaledwie kilka minut drogi!

– Eliksir euforii jest jednym z najtrudniejszych do przyrządzenia ze względu na nikłą dostępność niezbędnych składników – wyszeptała drżącym tonem, wbiegając po schodach. – Do kociołka należy dodać figę abiscyńską, pancerzyki chitynowe i zamieszać cztery razy w lewo. W bulgoczącej miksturze należy umoczyć gałązkę mięty, by przeciwdziałać skutkom ubocznym i po raz kolejny zamieszać…

Stanęła gwałtownie, gdy niemalże minęła strzegącego gabinetu gargulca. Dzięki Merlinowi, że ze środka akurat dobiegały przytłumione głosy, bo jeszcze trochę, a zatrzymałaby się dopiero na wieży astronomicznej! 

Odetchnęła głęboko kilka razy, by uspokoić myśli. Skoro słyszała głosy, zapewne profesor McGonagall gościła kogoś w środku i nietaktownym byłoby przerywanie w tej chwili… Z drugiej strony – gdyby była to jakaś ważna wizyta, zapewne dyrektorka uprzedziłaby ją wcześniej.

– Tiara Przydziału – wyrecytowała wyraźnie do posągu hasło, które otrzymała wcześniej w liście.

Naprędce rozprostowała szatę i zaczęła wchodzić po spiralnych stopniach. Sapnęła cicho, gdy zza kamiennej ściany wyłonił się półokrągły pokój. Nie miała zbyt wielu okazji przebywać w gabinecie dyrektorskim, więc za każdym razem pomieszczenie robiło na niej piorunujące wrażenie. Było tak przesiąknięte magią, że czuło się ją tutaj niemal namacalnie! W dodatku te ciche, dziwne odgłosy wszystkich magicznych urządzeń… Dobrze, że nie zostały wyrzucone – zdecydowanie.

Od razu dostrzegła profesor McGonagall, która stała do niej plecami. Uśmiechnęła się szeroko i ruszyła w kierunku dyrektorki.

– Pani profesor! Dzień dobry! Proszę wybaczyć spóźnienie, miałam lekkie problemy z…

Uśmiech szybko spełzł jej z twarzy, gdy dyrektorka odwróciła się, ukazując tym samym siedzące naprzeciw niej osoby.

Hermiona zamarła w pół kroku.

Przeskakiwała kilka razy szeroko otwartymi ze zdumienia oczami między profesor McGonagall a tymi… Tymi…!

– Pani profesor… – wydusiła z niemałym trudem, prostując się. 

Wsunęła dłoń do kieszeni szaty i z ulgą przyjęła znajome uczucie delikatnego prądu, który przeszył jej palce, gdy dotknęła różdżki. 

Niech to szlag!  Dlaczego najbliżej musiał siedzieć ten cholerny, oślizły gad!? W dodatku gnojek miał czelność udawać, że nawet jej nie zauważył! Już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale... Nie. O cholera, nie! Krew w niej zawrzała na widok drwiącego uśmieszku tego cholernego drania. 

– Pani profesor… – powtórzyła pewniejszym głosem. – Co oni tutaj robią?!


***


– Co oni tutaj robią?!

Jej głos drżał, ale domyślił się, że nie z powodu strachu, tylko nieopisanego gniewu. 

Zerknął na Teodora. Salazarze! Na pewno nie wypadało mu parskać śmiechem w takich okolicznościach, ale… no naprawdę!

Od wielu lat nie widział Granger. Zapomniał już, jak się zachowywała, kiedy coś wyprowadzało ją z równowagi. Te wąsko zaciśnięte usta jak u małego dziecka, któremu zabrano zabawkę, i naburmuszona mina… Choćby przez chwilę poczuł się tak, jakby nigdy nie opuszczał Hogwartu. 

Ale coś mu się nie zgadzało. Dawniej Granger nie miała w sobie tyle buty, żeby okazywać negatywne emocje przy nauczycielach, a teraz spoglądała na McGonagall wyraźnie zła. 

– Nie jestem tu po to, by się przed panią tłumaczyć, panno Granger. 

Przez krótką chwilę myślał, że będzie świadkiem kłótni, ale czekał go zawód. To chyba przez tę reprymendę Granger spokorniała i skinęłą głową, kapitulując. Nigdy nie można liczyć na Gryfonów… 

– Tak jak mówiłam, panie Malfoy – McGonagall wróciła do poprzedniego wątku – pana gabinet jest już gotowy, więc może się pan wprowadzić w każdej chwili.

– Dziękuję, pani McGonagall.

To w sumie było odrobinę satysfakcjonujące – nie musieć tytułować jej. 

– Nauczyciel…?

Granger niewiele brakowało do tego, żeby otworzyć usta ze zdumienia. 

Usłyszał ciche charknięcie Teodora, który chyba próbował powstrzymać śmiech. Cóż, nie dziwił mu się. Dlaczego miał w ogóle wątpliwości przed podjęciem pracy tutaj? Gdyby był trochę bardziej uparty, nigdy nie widziałby jej tak wyprowadzonej z równowagi.

– Tak, panno Granger. – McGonagall zmrużyła oczy, jakby z trudem to przyznawała. – Ministerstwo zaproponowało drobną pomoc z doborem kadry nauczycielskiej. 

Widział z jak wielkim trudem przychodziło starej kocicy przyznanie tego. Dlaczego w ogóle się stresował przed wejściem do gabinetu? Wyraźnie to jej sytuacja mniej odpowiadała.

– Tak samo z panem ChErKovem. Nikt nie chciał objąć stanowiska nauczyciela obrony przed czarną magią, ale dyplomata z Bułgarii… zakładam, że pamięta pani Wictora Kruma… zaproponował swojego asystenta na to stanowisko. 

Draco podskoczył na krześle, kiedy mężczyzna siedzący obok niego pospiesznie wstał z miejsca. 

– Dzień dobry, szanownej pani. Nazywam się Ognian ChErKov i będę z panią pracował! 

Miał zwidy. Musiał mieć zwidy. Ten cały ChErKov pokłonił się nisko przed Granger, chwycił jej rękę i pocałował wierzch dłoni. 

Zamarł. Kiedy wyczuł, że jego krzesło się zatrzęsło, zerknął na Teodora, który był czerwony od powstrzymywanego śmiechu. Gdyby nie był tak zszokowany, pewnie dołączyłby do starego druha.

Z ChErKovem musiało być coś nie tak. I to porządnie. Zdawał się nie zauważać skrępowania Granger, umierającego ze śmiechu Notta i zamarłej McGonagall. 

Na Merlina! Tylko jedna głupia decyzja i opuściłby takie widowisko!

– No co?

Cherkov chyba w końcu wyczuł gęstą atmosferę, która zawisła w gabinecie po jego wylewnym przywitaniu, bo oderwał się od dłoni Granger i spojrzał po wszystkich. 

– W Bułgarii tak się traktuje kobiety!

Teodor nie wytrzymał i zaczął histerycznie kaszleć obok niego.

– Tak… panie ChErKov… jestem… dziękuję za przywitanie panny Granger.

Nigdy nie słyszał, żeby Minerva McGonagall kiedykolwiek miała trudności w mówieniu. A na widok jej skołowanej miny prawie poszedł śladami Teodora w trudnych do opanowania spazmach.

Szykował się ciekawy rok. 


***


– Wyobrażasz to sobie, Hagrid?! – wrzasnęła, odstawiając z hukiem i tak już uszczerbiony kubek na drewniany stół. – Oni! Byli śmierciożercy mają UCZYĆ DZIECI  w Hogwarcie! – Nabrała powietrza tak gwałtownie, że zakrztusiła się śliną. Nie przeszkodziło jej to jednak w dalszym wylewaniu frustracji. – I w dodatku ten wariat z Bułgarii, który zaślinił mi całą dłoń! Ale i tak najgorszy…. najgorszy jest Malfoy! Przecież to kpina ze wszystkich osób, które straciły życie, broniąc szkoły! To hańba na honorze Hogwartu, hańba dla pamięci poległych, hańba dla...!

– Cholibka, Hermiono... – Hagrid nalał sobie herbaty i zwalił się ciężko na fotel, który zatrzeszczał. – Nikt się takiej hecy nie spodziewał! A już se myślałem, że chociaż ten rok będzie zwykły…

– … hańba dla pamięci Dumbledora, hańba dla czynów Harry’ego, cholera, nawet hańba dla twojego psa! Hańba dla...

– Ej! – żachnął się Hagrid. – Ale Kła to ty zostaw w spokoju!

Pies na dźwięk swojego imienia uniósł łeb i zaskomlał cicho.

Hermiona zastygła z uniesionym przed siebie palcem. Ach, niech to szlag! Była tak wściekła, tak skonsternowana...! No musiała to wszystko z siebie wyrzucić! Fakt, może i Hagrid nie był najlepszą osobą do takich zwierzeń, ale był jej jedynym wsparciem w tej tragicznej godzinie! Jak bardzo żałowała, że nie było teraz przy niej Harry’ego albo Rona...

Już miała wznowić swoją wyliczankę, ale Hagrid wtrącił się pierwszy:

– Hermiono, cholibka! Jest jak jest i nic już z tym nie zrobisz. Nerwy se co najwyższej zszargasz. Herbaty łyknij, ciasteczko se zjedz. No już!

Hagrid podniósł z parapetu miskę, w której przewalały się ciastka i podał ją Hermionie. Z grzeczności wzięła jedno tylko po to, by z naburmuszoną miną odłożyć je na stół. Już za dziecięcych lat razem z Ronem i Harrym przekonała się niejednokrotnie, że Hagrid może i serce miał ze złota, ale umiejętności kulinarnych to za knuta nie posiadał.

W ciszy obserwowała jak zjadł kilka ciastek na raz i skrzywił się, gdy coś twardego zaczęło zgrzytać między jego zębami. Nie przeszkodziło mu to jednak w przełknięciu. 

Westchnęła męczeńsko. Zmusiła się, by wziąć łyk ziołowej herbaty. Wątpiła, że napar w jakikolwiek sposób uśmierzy jej nerwy, ale rzeczywiście – nie było sensu tak cały czas narzekać. 

– Masz rację, Hagrid. Przepraszam – mruknęła. – Mówiłeś coś wcześniej?

– A no! Że myślałem, że chociaż ten rok będzie jakiś normalniejszy. A tu taka heca wypada…

– Normalniejszy? – Zmarszczyła brwi. – Co masz na myśli?

Hagird westchnął chrapliwie i poklepał między uszami Kła, który położył łeb na jego kolanach.

– Nie było ciebie ani reszty przez te ostatnie lata. Nowe dzieciaki przychodzą, odchodzą, nauczyciele tak samo, ale… cholibka! Brakuje tu czegoś w tym wszystkim, wiesz? Hogwart już nie jest tym samym zamczyskiem.

– Nie jest tym samym… – powtórzyła, przenosząc wzrok na okno. – Myślałam, że tylko mi się tak wydaje…

– A skąd! Z każdym rokiem dzieciaków jest mniej. Rodzice wolą ich do innych szkół wysyłać. Każdy wypadek przy lekcjach zwalają na pozostałości wojny i dlatego nauczycieli zmieniają. Ministerstwo nochal wtyka coraz bardziej z każdym rokiem! Jeszcze trochę i nic po starym Hogwarcie nie zostanie – mruknął i siorbnął potężny łyk herbaty.

Na chwilę zapadła między nimi cisza. 

Hermiona nieświadomie spoglądała na ogień trzaskający cicho w palenisku. Wzdrygnęła się i szybko odwróciła wzrok. Zbyt dobrze pamiętała płonące wieże Hogwartu, duszący dym, który wyciskał łzy z oczu, krzyki osób, które w tamtej chwili miały nieszczęście przebywać w sali astronomicznej...

Poderwała się gwałtownie z siedzenia, gdy usłyszała za oknem grzmot. Zamrugała szybko oczami. Musiała wziąć się w garść!

– Przepraszam, Hagrid, muszę zająć się kilkoma sprawami! – zawołała, w biegu narzucając na siebie płaszcz. – Dziękuję ci bardzo za herbatę i za to, że mnie wysłuchałeś. Czuję się teraz znacznie lepiej.

Kłamstwo przeszło jej tak gładko przez gardło, że sama była tym zaskoczona. Potrząsnęła szybko głową, po czym uśmiechnęła się wymuszenie. Przechodząc przez próg chaty, jeszcze raz podziękowała Hagridowi za gościnę.

Cholera! Że też zachciało jej się wizyt akurat w taką pogodę... Zanim dobiegła do sali wejściowej, zdążyła przemoknąć do suchej nitki.

Ze złością ocierała dłońmi mokrą twarz. Niech to szlag! Nie tak wyobrażała sobie powrót do Hogwartu. Ten dzień był tragiczny i dzięki Merlinowi za to, że wreszcie się kończył!

Mamrocząc pod nosem wszystkie możliwe złośliwości, ruszyła w stronę schodów. Dopiero po chwili przytłumione światło z pobliskich pochodni przyciągnęło jej uwagę. Zamarła.

W jednym momencie uleciała z niej cała złość. Ta ściana… udało jej się uciec od tego widoku za pierwszym razem, ale czy mogła tak postępować cały czas? Skoro miała dawać przykład uczniom tej szkoły, patrolować korytarze… musiała się z tym w końcu zmierzyć. 

Zadrżała z zimna i szybko potarła dłońmi zmarznięte ramiona. Z ociąganiem podeszła do Ściany Pamięci – ogromnego, wykutego w czarnym granicie pomnika, który był hołdem dla wszystkich poległych w Bitwie o Hogwart. Z przeraźliwie połyskującego kamienia wlepiały w nią oczy dziesiątki ruchomych postaci z fotografii. Dziesiątki osób, których śmierci można było uniknąć.

Na drżących nogach podeszła bliżej. Gdy uniosła wzrok, spojrzała prosto w oczy uśmiechniętej Tonks, która wymachiwała nonszalancko różdżką. Na fotografii tuż obok Lupin wyprostował się i z powagą kiwnął głową. 

Hermiona wciągnęła ze świstem powietrze, chcąc powstrzymać płacz, ale jej klatka piersiowa i tak zapadła się pod wpływem szlochu. Przestąpiła nerwowo z nogi na nogę. Chyba… chyba mogła ten jeden, jedyny raz, z dala od wszystkich, pozwolić sobie na moment słabości.

Nie hamowała już łez, gdy jej wzrok zatrzymał się na fotografii Freda. Chciała zachować powagę, ale jak na złość Fred wyrzucił przed siebie zaczarowane fajerwerki, które ułożyły się w słowa wirek-świrek! Zaśmiała się przez łzy, ale szybko spoważniała, gdy przeskakiwała wzrokiem po pozostałych fotografiach. Tyle nazwisk, tyle niewinnych żyć, a to wszystko przez cholernych…!

Ciche parsknięcie tak mocno wyrwało ją z zamyślenia, że poczuła się jakby Irytek wrzasnął coś tuż za jej uchem. Momentalnie zamarła. Dopiero po kilku dłuższych chwilach zerknęła niepewnie w bok.

Myślała, że ten dzień nie mógł być jeszcze gorszy. Najwidoczniej była w błędzie.


*** 


Wszedł na szczyt schodów prowadzących z lochów wprost do sali wejściowej. 

Kiedy pierwszy raz dane mu było ponownie przekroczyć próg Hogwartu, uciekł przed tym miejscem. Tak samo jak przed Wielką Salą. 

Zamrugał kilka razy oczami, żeby odgonić obrazy, które brutalnie podsuwał mu umysł. Stopione zbroje, rozbite posągi i pod ścianami… Przełknął ślinę, a niewidzialna obręcz ścisnęła jego płuca. Tak wiele martwych ciał.

Mocniej oparł się o poręcz. To nie jego wina. To nie tylko jego wina. To… 

Kłamstwo. Cholerne kłamstwo. Gdyby nie pomógł w zabiciu Dumbledore’a, Hogwart mógł być dłużej chroniony, ten przeklęty Potter i tak dopiąłby swego, a cała bitwa może w ogóle nie miałaby miejsca. 

Musiał zmierzyć się z przeszłością. 

Pokonał ostatnie kilka metrów dzielących go od Ściany Pamięci. To przez nią uciekł z sali wejściowej za pierwszym razem. Na całej długości jednej ze ścian – aż od wejścia po schody – stworzona została ogromna płyta z czarnego marmuru, na której przymocowano zdjęcia wszystkich poległych w Bitwie o Hogwart. 

Wolno szedł w kierunku drzwi i z każdym krokiem wyrzuty sumienia smagały go coraz mocniej. 

Znał tego wysokiego Puchona – na szóstym roku chodził z nim na zaklęcia. Jak on miał…? O! A ten przytyty Krukon ponoć na pierwszym roku nieświadomie podpalił kilka książek w bibliotece. Tę też znał! Ta czarnoskóra Gryfonka zawsze go wnerwiała, kiedy…

Zmarszczył brwi i jeszcze raz rozejrzał się po zdjęciach.

Nie, to niemożliwe… a może?

Chyba za dużo czasu spędzał z napalonym na nowy zawód Nottem, bo zbyt wiele rzeczy z jego paplaniny zapamiętał. Teodor opowiadał o największym hicie, jaki przygotowywał na drugi albo trzeci numer wydania gazety, który wymagał mnóstwa czasu spędzonego wśród mugoli. 

Nadal nie rozumiał i nie odczuwał potrzeby, żeby zrozumieć większości barbarzyńskich praktyk mugoli, ale z niechęcią przyznawał, że niektóre sentencje mieli niezłe. 

Historię piszą zwycięzcy.

Tak, patrząc na Ścianę Pamięci, musiał im przyznać, że trafili w punkt. 

Gdzie Ślizgoni? Gdzie zdjęcia ludzi z jego domu? Przecież Primus Bulstrode został, żeby walczyć z Czarnym Panem i śmierciożercami! Tak samo wiecznie gnębiony przez nich Secundus Fawley, który próbował go powstrzymać przed udaniem się do Pokoju Życzeń tamtego dnia. 

O innych nie wiedział, ale ta dwójka… losy tej dwójki doskonale znał, bo został powiadomiony o ich pogrzebie. 

Przygryzł wargi. 

Cholera! Musieli tu być! Musieli! 

Szybciej niż poprzednio przechodził z jednego końca Ściany Pamięci na drugi. Gdzieś tutaj byli, ale w tym całym natłoku zdjęć musieli mu umknąć. 

Zatrzymał się przy najbardziej zacienionym miejscu ściany, tuż przy schodach prowadzących do lochów. Znalazł! Chociaż jednego z nich znalazł! 

Wyciągnął rękę i otarł kurz z wygrawerowanego imienia i nazwiska pod zdjęciem Secundusa Fawleya. 

Uśmiechnął się pod nosem, kiedy postać na zdjęciu na jego widok wystawiła język. 

– No, to po tylu latach w końcu mi się odpłaciłeś… – wyszeptał.

Nie mógł oderwać wzroku od jedynej pamiątki po Ślizgonach, którzy, wbrew propagandzie zwycięzców, też mieli swoje ofiary po odpowiedniej stronie barykady. Ileż by dał, żeby cofnąć się w czasie i przeprosić Secundusa za te wszystkie żarty, które z niego stroił! Półkrwi czy nie – był potomkiem rodu czystej krwi i nie powinien próbować mu tego odbierać. 

Może jakaś ugoda w świecie czarodziejów była możliwa? Nie wyobrażał sobie, żeby znowu…

– Co ty tu robisz, Malfoy?!

Wzdrygnął się na dźwięk tego piskliwego głosu. Cholera, Granger miała zwyczaj (o którym zdążył już zapomnieć) przechodzić w tony kiełkującej mandragory, kiedy była wściekła. 

Że też złapała go w tym momencie! W ogóle nie znosił, kiedy ktoś przyłapywał go na chwili słabości, więc tym bardziej nie na rękę było mu jej towarzystwo. 

– Zapomniałaś, Granger? – spytał spokojnym tonem. – Jestem nauczycielem eliksirów.

Uśmiechnął się z satysfakcją, kiedy dostrzegł, że na jej policzki wkradły się purpurowe rumieńce. Może gdyby w czasach szkolnych nie reagowała tak emocjonalnie, a jej twarz nie była jak otwarta księga, odpuszczałby sobie złośliwe komentarze, ale… Cóż, lubił ucierać jej nosa i mieć dowód, że udało mu się to zrobić. 

– Prowadzisz aktualnie zajęcia? – spytała, marszcząc gniewnie brwi. – Bo jakoś nie przypominam sobie, żeby klasa eliksirów znajdowała się w sali wejściowej.

Marna prowokacja, ale musiał jej oddać, że dała radę się uspokoić. 

– Jeżeli coś się zmieni w tym zakresie, dam ci znać, żebyś nie musiała na mnie wpadać. 

Chciał odejść, bo naprawdę nie zamierzał prowokować prawdziwej kłótni, ale…  

– Podobały ci się zdjęcia?

Zamarł, a ona podeszła kilka kroków bliżej.

– Fajnie tak popatrzeć na swoje osiągnięcia. Pewnie jesteś z siebie dumny, prawda? 

Zacisnął dłonie w pięści. 

W ostatniej chwili powstrzymał się przed wypowiedzeniem potoku bluzgów i przy okazji obrażeniem jej, ale w porę dostrzegł, w jakiej rozsypce Granger była. 

Wytężył wzrok, ale nie zorientował się, na które zdjęcie mogła patrzeć przed tym, zanim do niego podeszła. Jeden z bliźniaków Weasley? Ten mały Gryfon z aparatem? A może Lupin? 

Nadal wbijała w niego nienawistne spojrzenie. Cóż, nie dziwił jej się, bo sam ze sobą rzadko mógł wytrzymać, ale nie znaczyło to, że pozwoli jej żyć w bańce.

– Nie, Granger, wyobraź sobie, że nie. Nie tak wyobrażałem sobie, jak wszystko się potoczy i nie jestem zadowolony z rezultatów.

– Jak można… – przerwała na moment, jakby straciła rezon, ale zaraz znowu patrzyła na niego z zaciętą miną. – Jak możesz być tak cyniczny, Malfoy? Jak można mówić o śmierci jak o rezultacie

Chciał się wtrącić, ale mu nie pozwoliła.

– To chore, że pozwalają wam chodzić wolno! To wszystko wydarzyło się przez was! 

– Nas? – powtórzył powoli. Chciał być chociaż trochę wyrozumiały, bo rozumiał emocje, które nią targały, ale zaczynała wchodzić na niebezpieczne tory. – Co masz na myśli przez was, Granger? Śmierciożerców? Najbliższe im rodziny? Całe pokolenia i ich dzieci, też te, które nawet nie potrafiły dobrze trzymać różdżki podczas bitwy? A może wszystkich czystokrwistych, poza zdrajcami krwi, co? Kim są według ciebie wy, Granger?

Początkowo wydawało mu się, że to koniec ich potyczki, że Granger zamilknie i da mu spokój, ale poza chwilowym wyprowadzeniem z równowagi nie wyglądała, jakby miała zamiar skapitulować. 

– A czy to ma znaczenie, kim są wy? – natarła. – Jeśli dla ciebie tak, to proszę – wszyscy, przez których Voldemort zdobył poparcie, przez których to wszystko miało miejsce. Satysfakcjonuje cię takie uściślenie? 

Powinien przestać. Naprawdę powinien, ale nie mógł zostawić jej z tym błędnym przekonaniem o swojej nieomylności.

– W czym jesteście lepsi? – wycedził. 

– Słucham? – Wyglądała na szczerze zdumioną. Nawet przestała tak stroszyć brwi.

– W czym jesteście lepsi? – Wskazał dłonią na Ścianę Pamięci. – Wiem, że niektórzy Ślizgoni zostali, a przynajmniej dwóch poległo w walce o waszą sprawę. Dlaczego tylko jeden jest uhonorowany? 

Granger przygryzła wargi. Miał wrażenie, że powstrzymywała się przed dokładnym przejrzeniem fotografii, ale chyba postanowiła wierzyć mu na słowo. 

– Nie ja o tym decydowałam. 

– Dlaczego rodziny śmierciożerców są nękane, co, Granger? 

– Nękane? Też coś! 

– Nękane, Granger, nękane. – Musiał się powstrzymać, żeby nie podnieść głosu, bo to by oznaczało słabość, przegraną w tej przepychance. – I to nie tylko rodziny śmierciożerców, ale też całkiem niewinni, którzy mieli to nieszczęście urodzić się w tych czasach jako czystokrwiści, ale nie zdrajcy krwi. 

– Słyszysz siebie w ogóle?! – Uniosła rękę, jakby miała zamiar coś mu zrobić, ale szybko opanowała się. – Nadal nie wyleczyłeś się z tych bzdur? Jacyś czystokrwiści, zdrajcy krwi, szlamy… to jakiś obłęd, Malfoy. Nie można być tak ograniczonym, żeby tego nie widzieć!

Wygrał. Powstrzymał się, żeby nie posłać jej tryumfalnego uśmiechu. Kiedy jedna ze stron posuwała się po argumenty ad personam, to tylko kwestia czasu, zanim zmiecie się oponenta z ziemi.

– Nie obraziłem cię ani razu, Granger. Ty już zdążyłaś nawrzucać mi, mojej rodzinie i bliskim, a także kilku tysiącom czarodziei, którzy podzielają moje spojrzenie na niektóre kwestie. 

Wyglądała na skołowaną. Po raz pierwszy od kiedy ją zobaczył tego wieczoru, wyciągnęła rękę z kieszeni płaszcza, gdzie najpewniej trzymała różdżkę. Chyba naprawdę wyprowadził ją z równowagi, skoro była w stanie pozbyć się tej drobnej przewagi nad nim. 

– Jeżeli uważasz, że Czarny Pan w niczym nie miał racji – masz do tego pełne prawo. Ja mam prawo się z tym nie zgadzać. Ty i wszyscy, którzy podzielają twoje stanowisko, Granger, uważaliście, że rządy Czarnego Pana oznaczały tyranię – nie można było myśleć inaczej, zachowywać się inaczej, czuć inaczej niż on oczekiwał. Zastanów się, co zwycięzcy robią z nami po pokonaniu Czarnego Pana. 

O cholera! Powiedział to! W końcu powiedział wszystko to, o czym bał się nawet myśleć w obawie przed konsekwencjami, które mógłby ściągnąć na siebie i swoją rodzinę. 

– Naprawdę zastanów się, w czym wy różnicie się od nas. Pozory czasem mogą mylić. 

Mierzyli się spojrzeniami w milczeniu. W końcu Granger otworzyła usta, ale szybko je zamknęła. Nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem i ruszyła szybkim krokiem w stronę schodów.

– Dobranoc, Granger.

Mógł się powstrzymać, ale nie było ku temu powodów. Wygrał tę potyczkę.

Uśmiechnął się pod nosem. W końcu po tylu latach mógł w pełni sobie pogratulować. Najczęściej to on z nią przegrywał – i w nauce, i w ich małych utarczkach słownych. W czasach Hogwartu mógł jej dopiekać, prowokować, ale zawsze odchodziła od niego z uniesioną głową, zapewne przekonana o swojej wyższości, ale dzisiaj to on był górą.


**********************

            Dla ciekawskich: na podstronie O blogu zostały zaktualizowane małe podśmiechujki związane z procesem tworzenia naszego opowiadania. Zachęcamy do zerknięcia. ^^

12 komentarzy:

  1. Akcja coraz bardziej się rozkręca, jest już Hogwart. Może Draco w końcu ukaże swoje prawdziwe oblicze i myśli (chociaż już w jeden wypowiedzi przedstawiłyście część jego toku myślenia). Jestem ciekawa następnych rozdziałów, nowego nauczyciela eliksirów, losów bohaterów. Czekam z niecierpliwością ^.
    Pozdrawiam K. [after-this-time-always.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na ukazanie prawdziwego Draco mamy już pewien plan, ale mogę zdradzić, że to dopiero za kilka długich rozdziałów. Najlepsze zostawiłyśmy na nieco późniejszy czas. ^^
      A nowy nauczyciel eliksirów... możemy mieć tylko nadzieję, że uda Ci się go pokochać tak bardzo jak nam. xD

      Usuń
    2. Jeżeli to Draco to z całą pewnością :D

      Usuń
    3. Przejęzyczonko spowodowane skrajnym zmęczeniem po praktykach - w ostatnim zdaniu miałam oczywiście na myśli nauczyciela obrony przed czarną magią. Ognian mym królem jest!

      Usuń
    4. W takim razie na niego też czekam :-)

      Usuń
  2. Oo, Hermiona ma większą traumę powojenną niż się spodziewałam. Nie wyobrażałam sobie, jaką musiała mieć minę w gabinecie dyrektora. W ostatniej scenie rozdziału zachowała się trochę histerycznie, ale... Cóż, trudno się dziwić, skoro Draco jest dla niej kwintesencją śmierciożercy. Szczerze mówiąc trochę mnie dziwi, że tak jednoznacznie ocenia dzieciaki, które szły za swoimi rodzicami. Rozumiem jednak, że wchodzą w grę również osobiste urazy ze szkoły i dlatego nie bierze pod uwagę, że Draco mógł choć trochę zmienić poglądy. Zarzucanie mu, że przyszedł popatrzeć na zdjęcia poległych dla satysfakcji jest strasznie niesprawiedliwe, bo nie powinna winić go za wszystko :P Mam kłopot z opowiedzeniem się po którejkolwiek stronie w tym "zderzeniu światopoglądowym". Nie mogę się zgodzić z poglądami Dracona, fakt jednak że zmiażdżył Hermionę i pewnie będzie się tym teraz pysznił :P
    Najbardziej podobała mi się scenka w chatce... Kurczę, niespecjalnie lubię Hagrida, ale on dodaje atmosferę tego "starego Hogwartu", o którym rozmawiali, i który, niestety, cokolwiek nie zrobią już nie wróci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Specjalnie staramy się stworzyć dość duży dysonans między narracjami Draco i Hermiony, a skoro wywołują dość sprzeczne emocje, chyba nam się to poniekąd udaje! :D Domyślałyśmy się, że przedstawienie jej w takiej rozemocjonowanej odsłonie może być dość rażące, ale kluczowe jest dla nas, by rozwinąć trochę pozostałości po wojnie. Wydaje nam się, że Rowling nie poruszyła tego wątku wystarczająco dobrze i mamy nadzieję dorzucić od siebie coś ciekawego. A jeżeli chodzi o opowiedzenie się po którejś ze stron konfliktu... już niedługo troszeczkę bardziej rozwiniemy to wszystko i jesteśmy ciekawe jak czytający na to zareagują. xD

      Usuń
  3. Mam wrażenie, że Hermiona trochę niedorosła psychicznie, jakby utknęła na poziomie 17latki. Nie uważam, że to źle, bo właściwie młode lata zostały jej w pewien sposób wyrwane, została wrzucona w rzeczywistość wojenną, wielu jej przyjaciół zginęło, a ona nie radzi sobie z traumą. Interesujący sposób przedstawienia jej postaci. Być może jako nauczycielka da radę "ogarnąć" niektóre kwestie życiowe.
    Bardzo cieszy mnie obecność Hagrida, jest jedną z moich ulubionych postaci, chociaż przyznam szczerze, że serce boli, kiedy Hermiona jest u niego bez Harry'ego i Rona.
    Konfrontacja Draco-Hermiona jest po prostu super. To chyba pierwszy raz, gdy była to walka tylko między nimi, zawsze mieli przy sobie przyjaciół. Myślę też, że po części stąd wzięła się ich wrogość do siebie, przez nakręcanie przez przyjaciół czy znajomych z domu, wcale inicjatywa nie wychodziła od bohaterów. No, przynajmniej na początku.
    Moim zdaniem super jest pokazywanie różnic między głównymi bohaterami. Draco jako tako dzięki wojnie dorósł. Zrozumiał swoje błędy, żałuje swoich czynów, jednak nie wyrzekł się poglądów (i chwała wam za to), ma swoje demony, które go dręczą, jednak chowa je przed światem. Z drugiej strony Hermiona, tak jak wspomniałam na początku, jest dość histeryczna (ciężko mi znaleźć przymiotnik, który oddałby moje myśli), tak jakby chciała zrzucić winę za śmierć tylu osób tylko na Śmierciożerców. Ok, miała rację, że gdyby nie oni, to Voldemort by się nie odrodził. Ale jednak w kontekście całej wojny to obie strony dopuszczały się strasznych czynów i nie można tego wypierać.
    I tak właśnie przekonujecie mnie do tego związku, bo oboje mogą siebie dużo nauczyć, "wyleczyć się" nawzajem.

    Pozdrawiam,
    Golden z https://wkrainiecienaimroku.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszymy się, że postać Hermiony wskazuje na pewne wady, sprzeczności i wywołuje kontrowersje - o to nam właśnie chodziło. :) Nie mogłyśmy też odpuścić sobie starego, dobrego Hagrida, choć przyznamy, że scena z jego udziałem była nie lada wyzwaniem. Bardzo spodobał nam się Twój odbiór starcia Draco i Hermiony. Dokładnie o wywołanie takich emocji i refleksji nam chodziło, więc jest to dla nas naprawdę duży komplement. ^^ Mamy nadzieję, że z następnymi rozdziałami również uda nam się pozytywnie wszystkich zaskoczyć. :]

      Usuń
  4. Nowy, śliniący ręce nauczyciel niesamowicie mnie zaintrygował, ciekawe jak potoczą się jego losy. Na ten moment, wydaje się być niepozorny, ale myślę, że może trochę namieszać.
    Hermiona ma wady, z czego się bardzo cieszę, bo idealizowania nie lubię. Jednak nie podoba mi się to, że ma klapki na oczach i myśli stereotypowo. Oby zauważyła swój błąd.
    Z niecierpliwością czekam na następną część i życzę dużo czasu na tworzenie opowiadania!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowy nauczyciel obrony przed czarną magią jest postacią na tyle niejednoznaczną, że wprowadzenie go to dla nas nie mała frajda, więc cieszymy się na w miarę pozytywny odbiór Ogniana. :D My również idealizowania wystrzegamy się jak ognia, dlatego wolimy, by nasi bohaterowie zachowywali się w sposób, który wywołuje nie tylko pozytywny odbiór, ale i ten negatywny. Czas z pewnością się przyda, dziękujemy za komentarz. ^^

      Usuń
  5. Czy nowy rozdział pojawi się w najbliższym czasie? Przyznam się, że nie mogę się doczekać i odświeżam stronę codziennie po kilka razy<3
    Weny!

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy