wtorek, 27 lipca 2021

Rozdział IX


Wszystkich uznawał za głupców, ale zapomniał, że sam należał do tego zacnego grona. Co mu strzeliło do głowy, żeby proponować coś takiego Granger? Owszem, chyba dawno nieużywana empatia dała o sobie znać, ale czy na pewno był gotów na to, co przed chwilą zaproponował?

Obserwował, jak Granger pustym wzrokiem wpatrywała się w szklankę. Nie był w stanie nic wyczytać z wyrazu jej twarzy, więc westchnął ciężko i już miał zamiar sam wypić cały trunek, gdy poczuł, że szkło wymknęło mu się z dłoni. Uniósł brwi i spojrzał z powrotem na Granger, która odwróciła się bokiem i pociągnęła pierwszy łyk. Nawet z tej perspektywy był w stanie dojrzeć, że wzdrygnęła się. Mimo to, gdy ponownie spojrzała na niego, nie dała nic po sobie poznać.

– Nieźle, Granger. – Machnął różdżką, a druga szklanka pojawiła się w jego dłoni. Jeszcze jeden ruch, a Ognista wypełniła ją po brzegi. – Więc zdecydowałaś? 

Gdy skrzyżowała z nim spojrzenia, nie potrzebował odpowiedzi. Już wiedział. 

Skoro postanowiła milczeć, nie myślał nawet o przerywaniu ciszy.
Wsłuchiwał się w miarowe poruszanie wahadła zegarowego i powoli sączył Ognistą. Co jakiś czas zerkał na Granger, która chyba właśnie biła własne rekordy spożywania alkoholu. Na Merlina! Nie doceniał jej. Prawie go prześcignęła! 

Sądził, że cisza nie będzie go drażnić – w końcu nie było mu spieszno do dzielenia się czymkolwiek, ale… Przeklęta cisza!

– Może zacznę? – Salazarze! To głupota! Debilizm to komplement w tym wypadku. Na szczęście – lub nieszczęście – nauczył się, żeby żałowanie zostawiać sobie na później. – Prawdopodobnie mi nie uwierzysz, ale ta wojna...

– Malfoy.

Zamarł, gdy jej beznamiętny głos rozbrzamiał cicho tuż obok. 

– Zabiłeś kiedyś człowieka?

Zabiłeś kiedyś człowieka? Mógłby zrzucić winę, że się przesłyszał na zaćmienie poalkoholowe, ale jego stan nie wskazywał na choćby lekkie wstawienie. 

Granger to jedna z nielicznych osób, o których sądził, że byli kryształowo czyści, bez skazy, honorowi, jak wszyscy pierdoleni Gryfoni. A tu proszę… Niespodzianka to za mało powiedziane.

Ale to, że tego typu pytanie w ogóle padło z jej ust, nie było nawet w połowie tak zaskakujące, jak jego trudność w odpowiedzeniu.

Zabił? Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć. Zrobił coś znacznie gorszego niż własnoręczne pozbawienie kogoś życia. Doprowadził do śmierci lub ciężkiego okaleczenia wielu. Jego decyzje, jego zła ocena sytuacji i jego, co chyba z największym trudem przyznawał, tchórzostwo sprowadziło na wielu tragedię. Wolał nie zatrzymywać się przy tym problemie natury moralnej i szukać wymówek – to jego wina. 

Już otwierał usta, ale Granger była szybsza.

– Bo ja zabiłam – powiedziała nagle, bez mrugnięcia powieką. – Podczas Bitwy o Hogwart przyczyniłam się do przynajmniej kilku śmierci. Tłumaczyłam sobie, że zrobiłam to w dobrym celu, w końcu chciałam ratować uczniów i swoich przyjaciół. – Uśmiechnęła się blado. – Kiedy Alexy Collins umierał w moich ramionach… nie byłam w stanie zrobić nic. Żadne zaklęcia nie pomagały. Tuż obok klęczała jego młodsza siostra, która błagała mnie, żebym ich stamtąd zabrała. I wtedy… –  wzięła głęboki wdech – wtedy zza zakrętu wybiegło trzech śmierciożerców. Nie zdążyłam nawet wyciągnąć różdżki, gdy jeden z nich ugodził Susanne Avadą. Więc zrobiłam jedyne, co przyszło mi wtedy do głowy – wysadziłam cały korytarz. Znalazłam ich później, przy odbudowywaniu zgliszczy Hogwartu. Może raczej to, co z nich zostało. 

Nie był uzdrowicielem, ale nawet bez choćby podstawowego przeszkolenia wiedział, że nie powinien przerywać. Granger nie mówiła, nie opowiadała, a raczej wyrzucała z siebie słowa. Nawet jeśli niektóre reakcje wskazywały na to, jak trudne pod względem emocjonalnym było to wyznanie, jej głos pozostawał niezmiennie monotonny. 

Tak brzmiałby, gdyby nie miał pod ręką Teodora tuż po wojnie? Gdyby nie znalazł choć odrobiny ukojenia w Ognistej i innych używkach? Sądził, że to on źle zniósł wojnę, ale chyba musiał zweryfikować swoje przeświadczenie, jeżeli jego przypuszczenia były słuszne. A raczej nie wątpił, by były, tylko… skoro sądził, że to pierwszy raz, kiedy Granger o tym opowiadała, dlaczego to jego wybrała na powiernika? 

Wiedział, że zaspokoi ciekawość, nawet kosztem komfortu Granger, ale jeszcze nie teraz, bo wcale nie wyglądało na to, że chciała przestać mówić.

– Wiem, że wojna się skończyła. Voldemort został pokonany, panuje względny pokój, nasz świat jest bezpieczny, ale ja… nie jestem częścią tego świata. Tyle lat minęło, a ja wciąż budzę się po nocach z krzykiem. Wciąż czuję się zagrożona. Nie potrafię sobie wybaczyć, że nie byłam w stanie obronić tylu osób, a tym bardziej, że odebrałam innym życie. Im bardziej próbowałam siebie przekonać, że postąpiłam dobrze, tym większą czułam presję, więc w końcu… przestałam. Przestałam o tym myśleć, przestałam wspominać i sobie wyrzucać, odcięłam się kompletnie od magii i całego jej świata. Ułożyłam sobie spokojne życie w małej kawiarni na Pokątnej… prawdopodobnie zaszyłabym się w niej do końca życia, gdyby nie oferta McGonagall. Więc, Malfoy… to właśnie się stało.

Zaraz po wypowiedzeniu tych słów, Granger wyciągnęła w jego stronę opróżnioną szklankę i potrząsnęła nią znacząco.

Sam też już wypił, więc co to za różnica czy napełni jedną szklankę czy dwie?

To już ten moment? Mógł zacząć zaspokajać swoją ciekawość? W sumie kołatało mu się w głowie wiele pytań.

– Granger… nie odbierz tego jako złośliwość ani tak, jakbym miał złe intencje. Po prostu… widać, że jestem pierwszą osobą, której to mówisz i, nie ukrywam, jestem zaszczycony, ale sądziłem, że masz liczne grono przyjaciół – Złotego Chłopca, rudzielca i jego rodzinę wielkości małej armii, a to jednak mi się zwierzasz. Nie uniknę pytania: dlaczego?

Granger zakołysała szklanką w dłoni i obserwowała, jak Ognista przelewa się, ocierając o krawędzie. W końcu upiła łyk, po czym westchnęła.

– Nie mówiłam tego nikomu, bo wiem, że zareagowaliby na to współczuciem, na które ja nie zasługuję.

Podniosła na niego wzrok. Przez chwilę przypatrywali się sobie w ciszy.

– Wiem, że od ciebie tego współczucia nie dostanę, Malfoy.

Uniósł brwi. Dobre sobie. Oczekiwała współczucia, na które swoją drogą w pełni zasługiwała, bo każda jej decyzja, w przeciwieństwie do jego, była dyktowana szlachetnymi pobudkami, ale nie chciała po nie sięgnąć przez dumę. 

Właściwie nie miał pojęcia, jak powinien zareagować. Mógł domyślać się, dlaczego duma przysłoniła jej zdrowy rozsądek i zablokowała możliwość uzyskania pomocy.  

Cała reszta bohaterów Hogwartu zapewne nie patrzyła z tak wielką refleksją na wydarzenia z przeszłości. Nie mógł powiedzieć, że dobrze znał Pottera albo Weasleya, ale domyślał się, że z ich perspektywy wyglądało to tak, że każde działanie było koniecznością. Granger najprawdopodobniej próbowała rozpocząć z nimi rozmowę, ale dostrzegła, że mijali się w odbiorze przeszłości. Do kogo jeszcze mogła się zwrócić? Nie przypominał sobie, by miała innych, równie bliskich przyjaciół.

Zmrużył oczy. A co z rodzicami? Byli mugolami. Czy w ogóle wiedzieli, co się działo? Słyszeli o wojnie? Co się z nimi stało? 

Choć był cholernie ciekaw odpowiedzi, posiadał w sobie resztki skrupułów i postanowił nie dobijać jej tymi pytaniami. 

– Wedle życzenia. Zero współczucia. 

Zerknęła na niego kątem oka i widać było, że chciała się uśmiechnąć, choć wyszedł jej z tego tylko grymas.

– Wydaje mi się, że w większym stopniu zaspokoiłam już twoją ciekawość. Teraz moja kolej. 

Oho, Granger chyba wyrzuciła już z siebie wszystko to, co ją gryzło i znowu zepchnęła to na skraj świadomości. Wróciła do tej lekko irytującej wersji siebie. 

– Wiesz, Malfoy, myślałam o tym, co mi powiedziałeś przy Ścianie Pamięci. Nie wiem, czy uznaję twoje racje, ale skoro już rozmawiamy, to… spróbuj mnie do nich przekonać. 

– Co mam ci powiedzieć, Granger? – Wzruszył ramionami. – Wybielanie nic nie da, ale to nie tak, że każdy ze śmierciożerców, ich rodzin albo rodzin przychylnych Czarnemu Panu był zły

– Spłaszczasz trochę, Malfoy. – Po raz pierwszy tego wieczoru poważyła się na ostrzejszy ton. – Nikt nie sugerował, że byliście źli. Świat nie jest czarno-biały. Może gdybym w czasach nauki Hogwartu otrzymała od was, czystokrwistych, coś innego niż pogardę i gnębienie, łatwiej byłoby mi przyjąć twoje argumenty. 

– Granger… – Ledwo powstrzymał się przed wybuchnięciem śmiechem. – Ile innych szlam kojarzysz, żebyśmy traktowali jak ciebie? 

Już otworzyła usta, jakby chciała dać mu mnóstwo przykładów, ale, ku jego uciesze, szybko zamknęła buzię i wyrazie się naburmuszyła.

– Na pewno były takie przypadki! – wypaliła nagle. – Po prostu teraz nie pamiętam!

– Nie pamiętasz, bo ich nie było, panno Granger. – Z tryumfalnym uśmiechem upił łyk Ognistej. – Nie ukrywam, że raczej trzymałem się od szlam z daleka. Po co mi było ich towarzystwo, skoro miałem swoje własne? Ale… Granger, ty po prostu byłaś nie do zniesienia z tym swoim zarozumialstwem i wchodzeniem w dupę Potterowi, dyrektorowi, nauczycielom, prefektom. 

Wyraźnie zastanawiała się, jak odbić piłeczkę, ale przychodziło jej to z widocznym trudem. W końcu aż poczerwieniała ze złości i skrzyżowała ramiona na piersiach.

– Jesteś kompletnym dupkiem, Malfoy. Mówił ci to ktoś kiedyś?

– Wiele komplementów już słyszałem na swój temat, nie musisz mi schlebiać.

Granger próbowała utrzymać ten swój pseudo groźny wyraz twarzy, ale i tak w końcu parsknęła śmiechem. Salazarze, chociaż właśnie był świadkiem jakiegoś jej kryzysu psychicznego, to i tak uśmiechała się więcej razy tego wieczoru niż przez ostatnie miesiące. Magia Ognistej, ot co!

Musiał to przetestować. Jak złym człowiekiem by się sobie teraz nie wydawał, po prostu nie mógł odpuścić. Ze śmiertelenie poważną miną odwrócił się do Granger. Uniósł kilka razy brwi. Szanowna pani wicedyrektor ryknęła tak niekontrolowanym śmiechem, że nieomal stoczyłaby się z poduszki.

Dobrze, że rzucił Muffliato dookoła wieży. 

Granger chyba w końcu zaczęła dochodzić do siebie, bo otarła łzy i odetchnęła kilka razy głęboko. Spojrzała na niego i chyba po raz pierwszy od początku ich długiej znajomości uśmiechnęła się do niego… swobodnie, szczerze?

– Wiesz, Malfoy? Dziękuję. Nigdy bym nie pomyślała, że obecność kogoś takiego jak ty może być tym, czego potrzebowałam w takiej chwili. 

Chyba naprawdę tak myślała. Czy to powinno coś znaczyć? Nie, raczej nie. Po prostu, zapewne, uświadomiła sobie, że nie mogła zwalać na niego wszystkich win tego świata. 

Powinien jakoś zmienić temat, bo zrobi się zbyt ckliwie. Właściwie jedna kwestia musiała zostać poruszona.

– To skoro nie traktujesz mnie już dłużej jak najgorszego wroga, pozwól, że przypomnę o drobnym szczególe. Nie możesz się wycofać, Granger. Jutro McGonagall musi usłyszeć historię o naszym bułgarskim przyjacielu. 

– No tak, jak mogłabym zapomnieć? – Granger przewróciła oczami i westchnęła ciężko. – Jutro jest sobota, nie chciałabym przeszkadzać pani dyrektor w odpoczynku… – skuliła się pod jego miażdżącym spojrzeniem i szybko zreflektowała – ale myślę, że taka sytuacja powinna być zgłoszona jak najszybciej. Wyjaśnię wszystko z samego rana i cóż… – Znów pociągnęła łyk ze szklanki. – Mam nadzieję, że ChErKov pożegna się ze swoją posadą jeszcze tego samego dnia.

Granger odłożyła już niemalże pustą szklankę na bok. Objęła kolana ramionami, ułożyła na nich głowę i zaczęła kołysać się na boki… No tak. Albo to kolejny skutek magii Ognistej, albo dalej trapiło ją coś, o czym mu nie powiedziała.

Powinien drążyć? Może nie. Czy chciał? Tak. 

Cholerna ciekawość.

Ale o co mogło chodzić? I od kiedy stał się kopią Teodora, który drążył do upadłego, nawet jeśli rozmówca wyraźnie tego nie chciał? Zdecydowanie zbyt dużo czasu ostatnio z nim spędzał. 

Skoro już i tak nadwyrężył jej prywatność i zapewne powiedziała więcej, niż zamierzała, musiał, po prostu musiał zadać to pytanie.

– Dlaczego się nie broniłaś? Nie wmówisz mi, Granger, że ChErKov miał jakiekolwiek szanse. 

Granger wyprostowała się i spojrzała na niego.

– Ja… boję się używać magii przeciwko innym. Nawet, jeśli chodzi o własną obronę. Wtedy, podczas wojny… – urwała na chwilę, jakby znowu niebezpiecznie ocierała się o krawędź popadnięcia w marazm – sam rozumiesz. Nie chciałam, a jednak zrobiłam coś, czego nie dało się później cofnąć. Myśl, że to mogłoby się powtórzyć, jest dla mnie nie do zniesienia.

Głupie, nieracjonalne myślenie, ale wiedział jedno – nie był tym, który powinien wyprowadzać ją z błędu. Zresztą zapewne strzępiłby tylko niepotrzebnie język; i tak by go nie posłuchała. 

– Zatem proponuję zmianę pracy – powiedział w końcu. – Musisz zarabiać zdecydowanie więcej, żeby zainwestować w prywatnego ochroniarza, który pojawiałby się na każde zawołanie. Na mnie nie licz, to był tylko jednorazowy odruch dobrej woli. 

Ku jego zdziwieniu, Granger nie skrzywiła się na te słowa – wręcz przeciwnie i, o zgrozo, przechyliła głowę i znowu się uśmiechnęła. Salazarze…

– Oto i on. Wrócił stary, dobry Malfoy.

– Granger, Granger… rozumiem, że możesz być w stanie lekko wskazującym, ale nie posądzałem cię o tak złą percepcję rzeczywistości. Ja i dobry? 

– A jednak! – Uśmiechnęła się, tym razem z jakąś nutą przebiegłości. – Jesteśmy tu teraz. Rozmawiamy, pijemy i popraw mnie, jeżeli się mylę, ale pomogłeś mi w… dość trudnej chwili i okazałeś wyrozumienie. Nie wiem, jak taki schemat zachowań określają rodziny czystokrwiste, ale u nas, mugoli, traktuje się to jako okazywanie wsparcia, czyli coś dobrego.

Zmrużył oczy i w myślach próbował odtworzyć, ile razy nalewał jej Ognistej do szklanki. Dużo. Za dużo najwidoczniej, skoro tak otwarcie okazywała mu sympatię. Chyba nie tylko on będzie żałował tego wyskoku. 

– Skoro już jesteśmy przy temacie czystokrwistych i mugoli… – Znów pokusiła się na ostrzejszy ton. – Możesz mi z łaski swojej wyjaśnić, czym jest Tygodnik Wyklętych

Z trudem powstrzymał się, aby nawet najbledszy uśmiech nie zawitał na jego twarzy. A więc słyszała o wiekopomnym dziele Teodora? W sumie to było dość logiczne – większość świata czarodziejskiego już wysyłała pogróżki do redakcji… a raczej do meliny Notta i Zabiniego.

– Czasopismo, jeśli mnie pamięć nie myli.

– Nie rób z siebie większego idioty niż zazwyczaj, Malfoy.

Mógłby przysiąc, że zazgrzytała zębami. 

– Jakiej odpowiedzi ode mnie oczekujesz? Wiesz, łatwiej mi będzie odpowiedzieć na pytanie zadane wprost.

Patrzyła na niego rozjuszona, jakby całkiem zapomniała o niemym sojuszu sprzed kilku chwil. Właściwie to dość intrygujące – jeżeli kiedykolwiek w pełni przejdą ze stanu jawnej wrogości do poziomu uprzejmości, a może nawet sympatii, to czy nadal głęboko w nich zakorzeniona chęć do kłótni będzie przeszkodą? A może raczej ciekawym bodźcem dodającym odrobiny pikanterii?

Tym razem nie miał wątpliwości, że to pierwsza opcja była tą prawdziwą.

– Kto to w ogóle akceptuje do druku? Bo to, że ktoś pisze takie brednie to jedno, ale…

– Mógłbym uciekać od odpowiedzi, powołując się na klauzulę tajności reporterów magicznych, ale ten idiota zapewne opowiada o tym każdej napotkanej osobie. Nott jest autorem właściwie wszystkich tekstów i ma pełną swobodę w swojej pracy.

– Teodor Redaktor-Od-Siedmiu-Boleści Nott? – warknęła.

– Tak, Teodor, Teodor. I jeszcze: uściślijmy coś Granger. To, że jego uznaję za idiotę, nie oznacza, że to, co pisze, jest idiotyzmem.

– Idiot… Naprawdę tak uważasz? 

Nie miał pojęcia, jak zareagować na ten zawiedziony ton. I w sumie… czy musiał? Nie. Najlepiej go zignorować.

– Który konkretnie artykuł uważasz za debilizmy?

Upił łyk, obserwując minę Granger. Nie wyglądała na zbitą z tropu, a raczej jakby skupiała się na odpowiedzi.

– Właściwie wszystkie są tendencyjne i nie uciekniesz przed tym, Malfoy. Nie wiem, który był najgorszy…

– Najgorszy? Czyli z uwagą śledzisz rozwój czasopisma? 

Obrzuciła go morderczym spojrzeniem. 

– Pozwól, że zignoruję. Wracając… nie wiem, który był najgorszy, ale ten o szlamach… jak to szło…? Uwolnić szlamy? Sam przyznasz, że próba usprawiedliwienia używania takiego rynsztokowego języka jest słaba.

– Granger… w twoim rozumowaniu jest tak wiele absurdu, że nie wiem, od czego zacząć wyśmiewanie. 

Nie w porę zorientował się, że wypowiedział to na głos. Cóż… może i za dużo wypił? Od teraz musiał zacząć ważyć słowa.

– Po pierwsze: naprawdę chcesz karać wszystkich czarodziejów za rynsztokowy język?

Granger spłonęła rumieńcem, ale najwidoczniej nie zbił jej tak do końca z pantałyku. 

– Dobrze wiesz, że to nie o to mi chodzi. To jest cholernie obraźliwe, właściwie z góry klasyfikujące cię gorzej w świecie czarodziejów. A przynajmniej z waszej perspektywy. Używanie czegoś takiego…

– A jaka jest różnica między szlamą a czarownicą pochodzącą z rodziny nie-czarodziejów?

– Nie wiem, do czego dążysz, ale chyba zbyt wysoko oceniałam twoją inteligencję, skoro nie zauważasz pejoratywne…

– Granger…. – Westchnął. Cholera, aż się sfrustrował. Powinien…? A walić. – Jaka była różnica między Voldemortem a Sama-Wiesz-Kim? Czy to nie ty mówiłaś, że strach przed imieniem zwiększa strach przed tym, kto je nosi? I tak samo jest tutaj. Dawno zostało utarte, że rodziny, które zachowują czystość krwi to czystokrwiści, a osoby, które nie mają takiego pochodzenia doprowadzają do skażenia jej. Ale! – dodał szybko, widząc, że chciała mu przerwać. – Tylko w kontekście samej krwi. Nic więcej. Wierz mi, dla starych rodów nie ma znaczenia… nie wiem… przy zatrudnieniu, współpracy, relacjach, skąd pochodzisz i kim byli twoi rodzice. Gorzej, tu przyznaję, przy małżeństwach, ale poza tym nie ma to znaczenia. Szlama to tylko słowo. To sztuczne oburzenie dookoła niego sprawia, że zakręca się spirala niechęci z dwóch stron.

Patrzyła na niego uważnie. Chyba próbowała poukładać to sobie w głowie.

– Naprawdę próbujesz mi to wmówić? Naprawdę nie miało to dla was, dzieci śmierciożerców, znaczenia, z kim się zadajecie? Bo wybacz, ale nie pamiętam, żebyś miał inne towarzystwo niż czystokrwiści.

– A ja nie pamiętam, żebyś miała bliskich przyjaciół poza Gryfonami. – Wzruszył ramionami. – Od zawsze, od dziecka, spotykałem się z innymi ludźmi ze starych rodów, więc to dość naturalne, że to z nimi się zaprzyjaźniłem. Później trafiłem do Slytherinu, gdzie raczej też byli sami czystokrwiści. Kwestia otoczenia.

Granger pokręciła głową.

– Możesz w to wierzyć. Może kiedyś tak było. Nie wiem. Ale nie uwierzę, że to ignorancja, a raczej celowe przeinaczanie faktów, jeśli nie przyznasz, że Voldemort i śmierciożercy mieli poglądy trochę mniej ugładzone niż te, które mi przedstawiasz. 

No i względny spokój hipogryfy wzięły. Mógłby… nie. Granger nie była osobą, której powinien zdradzać wszystkie swoje myśli. 

– Wracamy do punktu wyjścia, Granger. Szlama to tylko słowo. Nie przypominam sobie, żebyśmy rozmawiali o przeszłości, choć dla twojej satysfakcji o nią też mogę się oprzeć. Dla Czarnego Pana i większości jego popleczników to okropne słowo wskazywało na nienawiść wobec osób, do których się odnosiło, a teraz karze się za samo wypowiadanie go. Naprawdę uważasz, że któraś z tych dróg jest prawdziwie dobra? – Choć otwierała usta, chciał pierwszy wyrazić swoje zdanie. – Bo według mnie obie są beznadziejne.

– Kręcisz, Malfoy. – Granger wyraźnie stłumiła ziewnięcie. – Kręcisz, bo pomijasz wiele niewygodnych dla siebie rzeczy. 

– Oczywiście. Pomijam, bo nie widzę sensu w rozdrapywaniu przeszłości. – A przynajmniej to przekonanie próbował w sobie zbudować od wielu lat. – Jeżeli większość świata czarodziejskiego uważała, że wszystkie rodziny, które były powiązane z Czarnym Panem, są zagrożeniem, powinno się nas eksterminować. Jeżeli uznali, że należy odbudować świat z nami, powinni liczyć się z naszym zdaniem. To wszystko.

– Stop. Koniec. – Granger gwałtownie uniosła dłoń, jakby chciała zatrzymać rozmowę tym ruchem. – Było całkiem miło. Nie mam sił ani tym bardziej ochoty na kłótnię światopoglądową. 

– Sama ją sprowokowałaś.

Nie musiał mieć jej wzroku za podpowiedź, sam uznał, że ten wtręt był niepotrzebny. 

Cóż… zapewne miała rację. Skrajnie różne poglądy w połączeniu z Ognistą nie zwiastowały niczego dobrego. Ale jednego nie mogła mu odmówić – nieźle poradził sobie z odciągnięciem jej myśli od ChErKova. 

Dłuższą chwilę siedzieli w ciszy. A przynajmniej ciszy między nimi, bo wielkie wahadło wieży zegarowej nadal miarowo poruszało się nad ich głowami. Cholera! To było denerwujące. 

Westchnął. Czegokolwiek by nie powiedział, zabrzmi to sztucznie po wcześniejszej, jakże milutkiej, wymianie zdań. Ukradkiem spojrzał na Granger i w ostatniej chwili powstrzymał wybuch śmiechu. 

Salazarze! Ona naprawdę nie panowała nad sobą. Widział, z jak wielkim trudem próbowała skupić wzrok na jednym punkcie. Tak długo milczeli, że nie zauważył, kiedy weszła w taki stan upojenia? Ciekawie, ciekawie, a jakie daje to możliwości! 

Czy było coś, czego chciałby się dowiedzieć? Domyślał się, że teraz całkiem mógłby pociągnąć ją za język. Z drugiej strony… nawet jeśli intrygowały go jakieś sprawy z nią związane, nie powinien dotykać tych najbardziej bolesnych. Aż takim dupkiem, jak go określała, nie był. 

A może…? Uśmiechnął się pod nosem. Słyszał pewną plotkę, która wcześniej nie miała dla niego żadnej wartości, ale teraz, kiedy pod ręką była pijana Granger, nie mógł się powstrzymać, żeby nie skonfrontować zasłyszanych słów.

– To prawda, że słynny bułgarski szukający przekreślił świetlaną przyszłość między tobą a Weasleyem? 

Granger rozszerzyła oczy. Patrzyła na niego kilka sekund w ciszy, zaczął nawet czuć się z tym niekomfortowo, ale w końcu parsknęła śmiechem.

– Krum? 

– No oczywiście, że Viktor Krum. Krążyły po Pokątnej pogłoski, że Weasley przyłapał cię na używaniu świstoklika do swojego kochanka. 

– C-co? – wykrztusiła z trudem, powstrzymując śmiech. – Po-powtórz.

– Plotka niesie, że byliście w szczęśliwym związku, ale po jakimś czasie zaczęło brakować ci wrażeń i powróciłaś do pierwszej, nastoletniej miłości. Ponoć jakiś czas biedny Wieprzlej był nieświadomy, ale w końcu stałaś się tak nieostrożna, że używałaś niezarejestrowanego, prywatnego świstoklika do spotkań z Krumem. 

– Na gacie Merlina… – Granger otarła łzy śmiechu z kącików oczu. – Kto wymyśla takie brednie?

– Ja nie wiem. Przekazuję tylko najbardziej prawdopodobną z plotek.

– To są mniej prawdopodobne?

– Raczej nie wierzę, że nadal z nim jesteś, ale wstydzisz się publicznie do tego przyznać. Wątpię też, że okazało się, że nocami zamieniał się w pół-gnoma, ale odkryłaś to podczas pierwszej wspólnie spędzonej nocy. Nie daję też wiary słowom, że chciałaś zdobyć majątek Weasleyów, ale matka twojego lubego wszystko przekreśliła. Krum jest najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem.

– Ludzie mają wyobraźnię, nie powiem. – Pokręciła głową, a uśmiech nie schodził jej z ust. – Ale dlaczego tylko Ron obrywał? Może to ja jestem gumochłono-hipogryfo-salamandrą, a biedny Ronald nie mógł tego przeboleć?

– Pretensje składaj do ludzi tworzących plotki, nie do mnie. – Niby to dobrze, że odeszli od stresującej rozmowy, ale… w sumie nadal nie dowiedział się niczego. – Więc to nie Krum przekreślił wszystko?

– Nie, wyobraź sobie, że nie. – Granger upiła kolejny łyk. – Wszystko zamyka się w jednym słowie – kazirodztwo.

Zatkało go. Naprawdę. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek zabraknie mu języka w gębie, ale takiego obrotu spraw się nie spodziewał. Więc Wieprzlej ze swoją siostrą…?

– Na Merlina! Nie! Malfoy! Nie! Nie! Nie! Nie! 

Nadal nie otrząsnął się z szoku, kiedy obserwował spanikowaną Granger, która machała rękami w nieskoordynowany sposób.

– Źle zrozumiałeś! Bo tak to zrozumiałeś, nie? No widzę, że tak! Nie, Ron z Ginny… – Wzdrygnęła się. – Nawet tak nie mów. Nie myśl tak! To ja się czułam jak w związku kazirodczym! Naprawdę! To o to mi chodziło! O nic innego!

Cały wieczór powstrzymywał się, ale tym razem nie wytrzymał. Salazarze… nie pamiętał, kiedy ostatni raz ryknął takim śmiechem. Aż mu się Ognista lekko wylała. 

– Błagam, rozumiesz już, nie?!

– Spokojnie, Granger. Rozumiem. Wierzę ci. A nawet gdybym nie wierzył, wolałbym nie zagłębiać się w rozmyślania na ten temat.

– I dobrze. – Granger odetchnęła. – Ale skąd ty w ogóle słyszałeś takie bzdury? Nie masz nic lepszego do roboty, tylko wesoło plotkujesz w sklepie ze sprzętem do quidditcha? 

– Docierały do mnie z różnych stron, ale Granger… – Nie mógł dłużej ignorować jej stanu, choć, nie ukrywał tego przed sobą, rozrywkę zapewniała mu wyborną. – Chyba czas na ciebie. Ledwo trzymasz się pionu. Siedząc.

– No… nie wiem… Pewnie tak. 

Wstał pierwszy. Zastanawiał się nawet, czy jej nie pomóc, ale, mając w pamięci dumę Gryfonów, zrezygnował z tego. Zresztą wstała sama. W stylu rozpaczliwym, ale wstała.

– Od Astorii to usłyszałeś?

Z nieskrywanym zdumieniem spojrzał na nią. Nie spodziewał się, żeby i jego związek był komentowany. A już na pewno nie spodziewał się, że ktoś pokroju Granger zawracał sobie takimi bzdurami głowę. A może się mylił? Może nie była chodzącą racjonalnością i lubiła bawić się w takie bzdury? Właściwie nie znał jej wcale… 

– Astoria lubiła mówić, że jest ponad takie rzeczy. – Uśmiechnął się krzywo. – Mówiła to tuż po tym, jak już dzieliła się informacjami.

– A między wami co nie… no wiesz… nie wyszło? 

– Nie chciała zaakceptować tradycji mojej rodziny i tyle. 

Wzruszył ramionami. Nie skłamał, ale nie widział sensu w rozwodzeniu się nad szczegółami, lecz, sądząc po zaciekawionej minie Granger, musiał szybko zmienić temat, jeśli chciał zachować swoją prywatność. Na szczęście już na pierwszym korytarzu mogli się rozstać.

– Dojdziesz do gabinetu sama, czy mam cię odprowadzić?

Trafił ze zmianą tematu. Musiał trafić, bo jakże to tak? Ona sama sobie z czymś nie poradzi? Miała prosić go o pomoc? Dobre sobie. Był przekonany, że Astoria wyleciała jej z głowy z prędkością świstoklika.

– Nie będę nadwyrężała twojej uprzejmości. 

– W takim razie dobrej nocy, Granger.

– Dobranoc.

Był egoistą, bo tak po prawdzie wątpił, że dotrze o własnych siłach, ale cóż. Nie ukrywał, że właśnie taką osobą był.

Nawet nie zauważył, że obserwował poczynania Granger, która nagle zatrzymała się wpół kroku, choć z niemałym trudem. 

Niby stała, a jednak chybotała się na boki jak kołyska… Salazarze, może przesadził z egoizmem? Mógł zaufać jej na tyle, że nie zrobi sobie krzywdy, wracając do kwatery? 

– Malfoy! 

 Zdumiał się na jej rozeźlony ton. Kiedy odwróciła się w jego stronę, dostrzegł, że mina idealnie z nim współgrała.

– Przegadaliśmy niemalże całą noc… o mnie. Przecież mieliśmy… to znaczy… ja chciałam wiedzieć!

– Dobranoc, Granger!


// Cóż... Miałyśmy nadzieję, że uda się to opko publikować regularniej, ale życie szybko zweryfikowało nasze plany. :c Może sierpień okaże się lepszy pod tym względem? Trzymajcie za nas kciuki! ^^


Czytelnicy